Czuję się dzisiaj nieco rozwałkowana przez życie... a dokładnie ogródek, widły i grabki i nie mam siły już na nic wielkiego. (Proszę mojego wynurzenia nie traktować jak narzekania. Ja nie narzekam z natury. Tylko stwierdzam fakt.) Na dodatek zapomniałam, że majowe słońce to już nie w kij dmuchał, a że zdradziecki wiatr dzisiaj pięknie chłodził to i nie pomyślałam, że jakiegoś kremu warto by użyć :) Efekt? Piekące ręce i kark.
No i z racji tego rozwałkowania przedstawię wam dzisiaj zwierzynę jaka powstała w marcu kiedy to jeszcze śniegi wielkie leżały a ja wpadłam w amok i szyłam takie fajne plaskacze. Mój szanowny ślubny powiedział: " Fajne takie... jakby walec przejechał."
Projekt tych plaskaczy nie jest mój. Z reguły tego nie robię i nie wzoruję się tak ekstremalnie na pracach innych ludzi. Ale tu siedziałyśmy obie chore z córka przed kompem i oglądałyśmy zabawki. Córkę zachwyciły nie mniej jak mnie i postanowiłam uszyć. Nie jedną, nie dwie... ale dużo, dużo.
Jak to mówi w żartach czasem o mnie moja rodzicielka...
Przychodzi Baba o lekarza i mówi:
-Poproszę lekarstwo na pazerność. Tylko dużo, dużo....
Bez zbędnych już słów...
Wszyskie mają po około 40 cm
Na wszelki wypadek będę opisywała co to za zwierz bo takie rozwalcowane to nie zawsze widać na pierwszy rzut gałką oczną z kim ma się do czynienia.
JELONEK
SARENKA
TYGRYS
LIS
LAMPART
KOT
ŻABA
KOALA
LEW
MAŁPKA
PANDA
No wreszcie po trzech dniach prób może uda mi się opublikować posta.
Bo ostatnio tylko siadam do kompa to po kilku minutach oczy mi się zamykają.
A, że teraz już w sumie czas na zamykanie to ... uciekam do łóżeczka. Bo ciężki dzień za mną a i niełatwy przede mną.
Pozdrawiam cieplutko i tylko nadmienię że walec w mojej okolicy już nie jeździ. Można śmiało wpadać i rybki np nad jeziorem połowić.
Szwaczka z Portugalii