Nie uwłaczając nikomu mam nadzieję w tytule... pisze o sobie.
Jestem baba ze wsi. I cieszy mnie to...
Tego posta zamieszczam głównie dla mojej kochanej szwagierki. Jak zobaczyłam ile zdjęć miałabym wysłać mailem to zrezygnowałam....
Tak będzie szybciej..
Wieś jak wieś.... mały sklepik, ośrodek zdrowia, busiki do miasta i stacja kolejowa.
Niestety szkoły i przedszkola brak. Ale poradzimy sobie... myślę.
Rozmyślam nad nauczaniem domowym, ale na to jeszcze mam czas. Córa nie ma jeszcze 3 lat. Zobaczymy....
Najważniejsze w tym jest to, że po drugiej stronie ulicy mamy jezioro. Nie za wielkie i nie za małe. Takie w sam raz na nasze potrzeby.
Robimy sobie spacery wokół tego jeziora. Największym szczęściem córki jest to kiedy po deszczu wychodzi słońce a my zakładamy kalosze i wędrujemy wokół jeziora. Od kałuży do kałuży, Od stanowiska wędkarskiego do stanowiska.
Oglądamy kwa, kwa i dę, dę ...(kaczki i perkozy, które dla Mel są dę, dę) I inne stwory, które nad jeziorem mieszkają
czasem takie biegi kończą się o tak....
Po czymś takim szybko mama przebiera.
Tym razem wpakowałam do chusty bo było za dużo kałuż a chciałam, żeby sandałki pozostały suche :)
Ale już kolejny spacer pokazuje, że nad jeziorem nie tylko kałuże są ekstra...
Kałużo przybywam!
Przyniosłyśmy chlebek dla kaczuszek.... smakował wybornie.
tu akurat perkoz dwuczuby, żeby nie było, że perkoza od kaczki nie rozróżniam :)
Skoro inni mogą łowić rybki to i ja mogę.
naszym poczynaniom przyglądała się żaba ( wstyd się przyznać ale nie wiem co to za żaba)
tutaj Mel przygląda się Kum...
Woda w kaloszkach chlupocze, kamyki wrzucamy ile się da.
Po takim wrzucaniu kamyków najczęściej należy sie przebrać. Tutaj Mel już przebrana odpoczywa na przystanku.
A tutaj mamy kaczki, które wypłoszyłyśmy z pola. Niestety ani mój refleks ani aparat nie pozwoliły na zrobienie lepszego zdjęcia
A takie mamy jabłka w ogrodzie. Jabłonek jest 5. Niestety dom stał niezamieszkany trochę czasu i okoliczni mieszkańcy raczą się naszymi jabłkami obficie. Nawet pokrzywy po pachy nie są w stanie ich odstraszyć. Chyba tylko wielki płot, ale na razie nie mam na niego kasy.
mam też gruszkę, wisienkę, brzoskwinkę, ale i mam bez czarny i tarninę oraz wielkie chaszcze do usunięcia....
no i żeby nie było tylko tak sielsko to mam wielką hałdę gruzu i śmieci na podwórku,której wywiezienie potrzepie mnie po kieszeni, całą masę mrowisk i jeszcze więcej ślimaków winniczków i pomurników. Mogłabym je wekować i eksportować tyle ich mam a dorodne są ponad miarę.
Wczoraj znajomy, który był u nas widział jaszczurkę kręcącą się pod drzwiami. :)
A i inny zwierzyniec obficie nas nawiedza... hordy komarów na przykład. A wczoraj z futryny w łazience na wysokości oczu zwisał sobie taki osobnik.. zgjęcie nie pokazuje dokładnie ale miał 2 cm na oko...
A w chaszczach przed oknem rośnie mi róża. Już dla samej jej determinacji i zdolności przeżycia zostawę ją ...
Ale żeby nie było tak całkiem bez robótkowo. To napiszę, ze wcale się tak nie lenimy. Właśnie uszyłyśmy z córą pierwszą torbę z nowej serii..."I KROPKA"
a tutaj moja mała dzielna pomocnica podczas wykrawania.
Torba dzisiaj będzie obfotografowana i jak się uda to wieczorem je opublikuję.
Tym samym żegnam się czule i szykuję się na kolejny spacer z córą.
Wczoraj sporo padało i kałuże na nas czekają.
Szwaczka z Portugalii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz